Autor:

Zima nadchodzi...

śnieg

Zimy z paru ostatnich lat trudno uznać za wyjątkowo ciężkie, z tego rodzaju które pomnimy z okresów dziecięctwa podczas gdy napadać mogło co najmniej kilkadziesiąt centymetrów śniegu. To niezły argument dla fanatyków doktryny światowego ocieplenia bo można by sądzić, że klimat się ociepla. Jednakowoż pomimo wszystko nieomal każdorazowo na przełomie roku przychodzą siarczystsze mrozy.

Magazyny węgla ostatnio marudzą z pretekstu śladowych obrotów, a ludzie zaczynają przypuszczać iż lekkie zimy będą już normą, zatem pomijają lustrowania instalacji C.O. przed zimą, co niezadługo potrafi się zemścić gdy przypadnie spędzić kilka dni w zimnie.

Po tradycyjnej noworocznej fali chłodów temperatury przeważnie łagodnieją, lecz nie ma się z czego weselić bo wielkie mrozy klasycznie nastają dopiero w lutym. Ulgą dla mieszkańców miast jest deficyt śniegu – nie trzeba się denerwować o odgarnianie go z własnej strony chodnika. Właściwie to ja już preferuję gdy jest śnieg aniżeli tylko i wyłącznie mróz, zwłaszcza taki łańcuch mróz-odwilż. Na śniegu trudniej o pośliźnięcie się, zaś na sztywnym lodzie przychodzi uważnie baczyć gdzie stawia się stopę. Nigdy nie miałem jakiejkolwiek partii ciała w gipsie i nawet nie chcę próbować.